Za doniesienie dziękujemy Bobru.
poniedziałek, 31 maja 2010
niedziela, 30 maja 2010
Nekro: the best
Fragment ze wspomnienia:
I jeszcze jedno, tematyka również nekro, ale tym razem z ogłoszeń drobnych:
Nasz pobyt w Bydgoszczy trwał niecałe ponad trzy lata.
I jeszcze jedno, tematyka również nekro, ale tym razem z ogłoszeń drobnych:
Zmarła Anna Kowalska. Poszukuje się jej wszystkich spadkobierców, a w szczególności jej brata Andrzeja zmarłego w 1983 roku w Australii.
piątek, 28 maja 2010
Nie wiem, czy powinnam
Ale to tak fantastyczny zestaw, że mam nadzieję, spotka się ze zrozumieniem. Nazwiska lekarzy w jednej z przychodni, w której często bywam:
Pyka, Czopik, Szopa, Okapa, Melon - to reumatolodzy
Górnofluk, Gul, Żaba, Kempisty - interniści
Na zakończenie ginekolog specjalista od USG - doktor Gmyrek
A. twierdzi, że po specjalizacji przyjmują pseudonimy.
Pyka, Czopik, Szopa, Okapa, Melon - to reumatolodzy
Górnofluk, Gul, Żaba, Kempisty - interniści
Na zakończenie ginekolog specjalista od USG - doktor Gmyrek
A. twierdzi, że po specjalizacji przyjmują pseudonimy.
poniedziałek, 17 maja 2010
Pominę milczeniem rozbrzmiewające wciąż w mediach p.o. prezydentA; porzucę również rozważania o granicy między karygodnym błędem a sympatycznym błędzikiem na granicy uzusu.
Ogłaszam za to konkurs, w którym nagrodą będzie satysfakcja albo w najgorszym razie rozbawienie.
Jadąc rano do centrum, czytam samochody.
I tak wczoraj przeczytałam
INITIAL MATADOORS
Prośba: nie otwierajcie w drugiej karcie gugla.
Pytanie: czego to reklama?
Ogłaszam za to konkurs, w którym nagrodą będzie satysfakcja albo w najgorszym razie rozbawienie.
Jadąc rano do centrum, czytam samochody.
I tak wczoraj przeczytałam
INITIAL MATADOORS
Prośba: nie otwierajcie w drugiej karcie gugla.
Pytanie: czego to reklama?
Najważniejsze jest
opisać coś obrazowo:
Upośledzenie kurczliwości mięśnia lewej komory sprawia, że sylwetka serca widoczna w wentrykulografii przypomina kształtem japońskie naczynie do łowienia ośmiornic
Upośledzenie kurczliwości mięśnia lewej komory sprawia, że sylwetka serca widoczna w wentrykulografii przypomina kształtem japońskie naczynie do łowienia ośmiornic
poniedziałek, 10 maja 2010
Niebezpieczne związki
Mylone, przekręcane, zbijane w jedno - związki frazeologiczne.
Z cyklu, Darku, czy mnie słyszysz, halo, tu Warszawa, czyli mój ulubiony Dariusz Szpakowski!
Proszę państwa, za tego trenera nie dałbym nawet złamanego funta kłaków.
I jedna z dziennikarek: Przejechał się po nim jak po łysej kobyle.
I jeszcze jedno z moich ulubionych: Powiedział to z laickim spokojem.
Z cyklu, Darku, czy mnie słyszysz, halo, tu Warszawa, czyli mój ulubiony Dariusz Szpakowski!
Proszę państwa, za tego trenera nie dałbym nawet złamanego funta kłaków.
I jedna z dziennikarek: Przejechał się po nim jak po łysej kobyle.
I jeszcze jedno z moich ulubionych: Powiedział to z laickim spokojem.
niedziela, 2 maja 2010
Złotousty Zimoch
Nie wiem, czy zagraniczni komentatorzy sportowi wykazują się aż taką weną, ale nasi są naprawdę wspaniali. Zdarzyło mi się oglądać mecz w telewizji z komentarzem radiowym. Właśnie dla tego pana.
Krótkie nogi, wygięte, jakby od dziecka siadał na piłce, jakby piłka
była jego smoczkiem.
W tych spodenkach krótkich, które sięgają mu do łydki - pożyczył chyba
od jakiegoś 90-latka.
Dwugłowe mięśnie wszystkich Holendrów są jak anakondy, ale Rosjan też.
Mecz musi być dziś rozstrzygnięty - trzeciego wyjścia nie ma.
Z ulicy
Mokotów ma szczęście do egzotycznych patronów ulic. Swój zaułek mają tu już Hindusi: poeta Rabindranath Tagore oraz politycy Jawaharlal Nehru i Mahatma Gandhi, radziecki kosmonauta Jurij Gagarin, kompozytorzy Wolfgang Amadeusz Mozart oraz Jan Sebastian Bach.
Mgła (Nekro: the best of)
Minęło 20 lat od śmierci naszej kochanej Mamy Celiny, Celi, Celusi. Czy minęło - nie. 20 lat nie odeszło. Jest w nas do dzisiaj. Bez zmian przez tyle lat świeciło słonce, padał deszcz, rodzili się następni członkowie rodziny. Urosły następne matki. Dzisiaj o naszej Mamie myślimy, że otacza nas dalej troskliwie jak biała, szara lub różowa mgła. Chociaż nie jest ani trudno, ani gładko - żyjemy dalej szybciej lub bardziej powoli.
Można powiedzieć krótko - tyle jak mgła nasza Matko. Ty jesteś do dzisiaj dla nas jak dobra mgła nas otaczająca. Nas chroniąca. Inaczej ale dalej nad nami czuwająca.
Matka na życie - to jak dobre zdrowie. Ten tylko zrozumie jak Ją ma, jak Ją traci lub utracił.
Można powiedzieć krótko - tyle jak mgła nasza Matko. Ty jesteś do dzisiaj dla nas jak dobra mgła nas otaczająca. Nas chroniąca. Inaczej ale dalej nad nami czuwająca.
Matka na życie - to jak dobre zdrowie. Ten tylko zrozumie jak Ją ma, jak Ją traci lub utracił.
Która jest bliższa twemu sercu?
Jest wiele histologicznych typów gruczołowatości (twardniejąca, torbielowata drobnoguzkowa). Spośród nich najbliższa radiologom jest gruczołowatość twardniejąca.
Tanie opalanie
Mimo to umiarkowana ekspozycja na słońce, około 15 minut przed zastosowaniem kremu ochronnego, wydaje się postępowaniem rozsądnym i tanim (darmowym).
Nekro: the best of
Ze wspomnienia
Współpraca z dr inż. Bacią Kazimierzem dawała wiele satysfakcji zawodowej i osobistej z uwagi na Jego bogatą osobowość i do ostatnich godzin życia hołubioną pasję twórczą. Bowiem przy realizowaniu planowanych zadań, odszedł na „wieczną wartę".
Jego walory charakteru mierzyć by należało szczególnymi, wysokimi miernikami.
I, jakkolwiek pracę magisterską pisał na temat leśnictwa (Lasy Górnego Śląska), to w zaistniałych okolicznościach związał się emocjonalnie, a w późniejszych latach, po doświadczeniach i praktyce - kompetencyjnie - z przemysłem drzewnym, głównie meblarskim, oddając się tej branży całym Swoim jestestwem do końca życia.
Był to dla niego szczególny okres płodny.
Wynurzenia Jego spotkać można było w takich czasopismach, jak; „Holztechnologie"; „Drevo"; „Möbel und Wohnraum".
Z zamiłowania był zapalonym myśliwym (to jedyne Jego hobby), to też „do krainy wiecznych łowów" odszedł bez cierpień i bólu, ale w sposób niezaplanowany i nagły, gdyż z rozrusznikiem serca.
Mając „żyłkę" pedagogiczną, aby Sobie ulżyć, prowadził wykłady w ramach szkoleń wewnątrzzakładowych, a także na kursach z oderwaniem od pracy.
Współpraca z dr inż. Bacią Kazimierzem dawała wiele satysfakcji zawodowej i osobistej z uwagi na Jego bogatą osobowość i do ostatnich godzin życia hołubioną pasję twórczą. Bowiem przy realizowaniu planowanych zadań, odszedł na „wieczną wartę".
Jego walory charakteru mierzyć by należało szczególnymi, wysokimi miernikami.
I, jakkolwiek pracę magisterską pisał na temat leśnictwa (Lasy Górnego Śląska), to w zaistniałych okolicznościach związał się emocjonalnie, a w późniejszych latach, po doświadczeniach i praktyce - kompetencyjnie - z przemysłem drzewnym, głównie meblarskim, oddając się tej branży całym Swoim jestestwem do końca życia.
Był to dla niego szczególny okres płodny.
Wynurzenia Jego spotkać można było w takich czasopismach, jak; „Holztechnologie"; „Drevo"; „Möbel und Wohnraum".
Z zamiłowania był zapalonym myśliwym (to jedyne Jego hobby), to też „do krainy wiecznych łowów" odszedł bez cierpień i bólu, ale w sposób niezaplanowany i nagły, gdyż z rozrusznikiem serca.
Mając „żyłkę" pedagogiczną, aby Sobie ulżyć, prowadził wykłady w ramach szkoleń wewnątrzzakładowych, a także na kursach z oderwaniem od pracy.
Z życia roślin doniczkowych
Trochę się tego ostatnio nazbierało, więc wklejam jeszcze to. Pierwszy raz jestem zafascynowana literaturą poradnikową. Rzecz jeszcze w robocie, ale już polecam. Na początek grzyby linghzi, które zostały sprowadzone do roli paprotki:
Grzyby Linghzi to jedyne rośliny doniczkowe wśród ponad setki prezentowanych w tym poradniku gatunków, które tak naprawdę nie są roślinami doniczkowymi. Ba, nie są nawet roślinami. Są grzybami. Wprawdzie botanicy zaliczają je do świata roślin, ale tylko dlatego, że grzyby nie są zwierzętami, czego nie trzeba nikomu udowadniać.
Grzyby nie asymilują energii słonecznej tak jak to robią rośliny. W efekcie nie wytwarzają ani łodyg ani liści, tym bardziej nie potrzebują chlorofilu, który tę energię pozwala przechwycić. Dlatego nie są zielone. Skoro nie potrzebują światła, a do życia wystarczy im trochę próchnicy i odrobina wody, to może warto na nie spojrzeć jako na ucieleśnienie idealnej rośliny doniczkowej: żyje, ale niczego nie wymaga i niczego nie potrzebuje. Być może grzyby Linghzi są awangardą zmian kulturowych, forpocztą roślin wirtualnych, ściąganych z internetu, które rosną sterowane pilotem? Czas pokaże.
O grzybach Linghzi warto poczytać w innych publikacjach, przede wszystkim farmakologicznych, botanicznych, zielarskich a nawet historycznych. Zanim posadzono je do doniczek i kazano udawać paprotkę, grzyby te od setek lat były i są traktowane z całą powagą jako cenny surowiec leczniczy. Zawierają w sobie liczne substancje, które okazują się skuteczne w leczeniu wielu chorób, w tym także cywilizacyjnych. Nie miejsce tu pisać o tych zaletach. Dla zachowania spójności poradnika, grzyby Linghzi zostały jednak opisane tak jak pozostałe gatunki. Podane niżej rady proszę potraktować z przymrużeniem oka.
Wymagania:
Miejsce w mieszkaniu: ustawiamy tam, gdzie tylko nam się podoba.
Podlewanie i zraszanie: pilnujemy, by podłoże było stale lekko wilgotne. Zasuszenie ziemi prowadzi do marszczenia się kapeluszy.
Nawożenie: nie nawozimy.
Podłoże i przesadzanie: wystarczy ziemia w zakupionej doniczce. Nie przesadzamy.
Dodatkowe zabiegi: co kilka dni przenosimy w inne miejsce mieszkania obserwując reakcję domowników i gości.
Rozmnażanie: nie rozmnażamy
Choroby i szkodniki: nie istnieją.
Uwagi: nie powodują butwienia drewnianych podłóg i ścian, bezpieczne dla betonu.
Grzyby Linghzi to jedyne rośliny doniczkowe wśród ponad setki prezentowanych w tym poradniku gatunków, które tak naprawdę nie są roślinami doniczkowymi. Ba, nie są nawet roślinami. Są grzybami. Wprawdzie botanicy zaliczają je do świata roślin, ale tylko dlatego, że grzyby nie są zwierzętami, czego nie trzeba nikomu udowadniać.
Grzyby nie asymilują energii słonecznej tak jak to robią rośliny. W efekcie nie wytwarzają ani łodyg ani liści, tym bardziej nie potrzebują chlorofilu, który tę energię pozwala przechwycić. Dlatego nie są zielone. Skoro nie potrzebują światła, a do życia wystarczy im trochę próchnicy i odrobina wody, to może warto na nie spojrzeć jako na ucieleśnienie idealnej rośliny doniczkowej: żyje, ale niczego nie wymaga i niczego nie potrzebuje. Być może grzyby Linghzi są awangardą zmian kulturowych, forpocztą roślin wirtualnych, ściąganych z internetu, które rosną sterowane pilotem? Czas pokaże.
O grzybach Linghzi warto poczytać w innych publikacjach, przede wszystkim farmakologicznych, botanicznych, zielarskich a nawet historycznych. Zanim posadzono je do doniczek i kazano udawać paprotkę, grzyby te od setek lat były i są traktowane z całą powagą jako cenny surowiec leczniczy. Zawierają w sobie liczne substancje, które okazują się skuteczne w leczeniu wielu chorób, w tym także cywilizacyjnych. Nie miejsce tu pisać o tych zaletach. Dla zachowania spójności poradnika, grzyby Linghzi zostały jednak opisane tak jak pozostałe gatunki. Podane niżej rady proszę potraktować z przymrużeniem oka.
Wymagania:
Miejsce w mieszkaniu: ustawiamy tam, gdzie tylko nam się podoba.
Podlewanie i zraszanie: pilnujemy, by podłoże było stale lekko wilgotne. Zasuszenie ziemi prowadzi do marszczenia się kapeluszy.
Nawożenie: nie nawozimy.
Podłoże i przesadzanie: wystarczy ziemia w zakupionej doniczce. Nie przesadzamy.
Dodatkowe zabiegi: co kilka dni przenosimy w inne miejsce mieszkania obserwując reakcję domowników i gości.
Rozmnażanie: nie rozmnażamy
Choroby i szkodniki: nie istnieją.
Uwagi: nie powodują butwienia drewnianych podłóg i ścian, bezpieczne dla betonu.
Medycznie z duchowym akcentem
Tak czy nie?
Subskrybuj:
Posty (Atom)